Między świętami wybraliśmy się zupełnie spontanicznie na wycieczkę do Berlina. Po przyjeździe od razu ruszyliśmy na zwiedzanie i już po pierwszej przejażdżce metrem podszedł do nas Azjata i zapytał się po angielsku, czy wiemy, jak dojść do miejsca upamiętniającego Mur Berliński. Zapytałam się go skąd jest i tak się okazało, że z Japonii, a konkretnie z Yokohamy, studiuje prawo na jednym z najlepszych uniwersytetów w Tokio, ma 23 lata i właśnie jest w podróży dookoła świata*.
* Ostatnio podróże dookoła świata zdają się bardzo modne wśród Japończyków - biorą dziekanki na rok lub dwa, rzucają pracę lub też biorą długaśny urlop. Wysyp blogów z podróży jest naprawdę imponujący. Pan Sól jest fanem.
Jako że Hayato - bo tak miał na imię - pochodził z Yokohamy, jego japoński był cudownie łatwy do zrozumienia w porównaniu do tego, co mam na co dzień...
Hayato był bardzo ciekawy różnych kwestii dotyczących polskiej historii (w Polsce zawita w połowie stycznia), więc mieliśmy bardzo wiele tematów do rozmowy i tak się okazało, że spędził z nami calusieńki dzień!
Pod wieczór zgłodnieliśmy porządnie, więc...
...poszliśmy na najlepiej oceniany przez lokalnych Japończyków ramen. Knajpka nazywała się Makoto Ramen. Czekaliśmy 30 min. na miejsce, tyle było ludzi. 90% wszystkich klientów to Japończycy, a obsługa 100% japońska i japońskojęzyczna.
Ja i Pan Sól zamówiliśmy sobie zestawik: miso ramen + gyozą (to jeszcze przed ustanowieniem diety bezglutenowej) oraz tori no karage (kawałki kurczaka smażone na głębokim oleju).
Miso ramen to makaron z zupą z dodatkiem pasty miso. Zupa była pyszna - odpowiednio pikantna, chociaż jak dla mnie smak miso mógłby być mocniejszy.
Gyoza również była cudowna, ciasto elastyczne, idealnie usmażona na chrupko. Dokładnie tak jak lubię. Mogę to jest na tony...
Tori no karage także dobre, ale w sumie wolę z majonezem...:
Hayato zamówił sobie tonkotsu ramen (nie mylić z tonkatsu!), czyli makaron z zupą na wywarze z kości wieprzowych i kawałkami wieprzowiny.
Na drugi dzień na obiad udaliśmy się do równie popularnego wśród Japończyków baru Hashi, gdzie w porze lunchowej serwują bento (polecam obejrzeć całe menu). Co przyciągnęło moją uwagę, to ciekawy wystrój restauracji.
Na podłodze sake...
...a na suficie... hashi, czyli tytułowe pałeczki!
Ja zamówiłam łososia teriyaki, ponieważ go ubóstwiam. W zestawie mamy też sałatkę, ryż, gotowaną białą rzodkiew, czyli daikon, grzybki shiitake oraz tsukemono (japońskie pikle).
Pan Sól zdecydował się na grillowaną makrelę (stąd też nasza inspiracja do przygotowania jej na osechi).
Najedliśmy się po uszy i mogliśmy spokojnie wracać do Wrocławia!
* Ostatnio podróże dookoła świata zdają się bardzo modne wśród Japończyków - biorą dziekanki na rok lub dwa, rzucają pracę lub też biorą długaśny urlop. Wysyp blogów z podróży jest naprawdę imponujący. Pan Sól jest fanem.
Jako że Hayato - bo tak miał na imię - pochodził z Yokohamy, jego japoński był cudownie łatwy do zrozumienia w porównaniu do tego, co mam na co dzień...
Hayato był bardzo ciekawy różnych kwestii dotyczących polskiej historii (w Polsce zawita w połowie stycznia), więc mieliśmy bardzo wiele tematów do rozmowy i tak się okazało, że spędził z nami calusieńki dzień!
Pod wieczór zgłodnieliśmy porządnie, więc...
...poszliśmy na najlepiej oceniany przez lokalnych Japończyków ramen. Knajpka nazywała się Makoto Ramen. Czekaliśmy 30 min. na miejsce, tyle było ludzi. 90% wszystkich klientów to Japończycy, a obsługa 100% japońska i japońskojęzyczna.
Ja i Pan Sól zamówiliśmy sobie zestawik: miso ramen + gyozą (to jeszcze przed ustanowieniem diety bezglutenowej) oraz tori no karage (kawałki kurczaka smażone na głębokim oleju).
Miso ramen to makaron z zupą z dodatkiem pasty miso. Zupa była pyszna - odpowiednio pikantna, chociaż jak dla mnie smak miso mógłby być mocniejszy.
Gyoza również była cudowna, ciasto elastyczne, idealnie usmażona na chrupko. Dokładnie tak jak lubię. Mogę to jest na tony...
Tori no karage także dobre, ale w sumie wolę z majonezem...:
Hayato zamówił sobie tonkotsu ramen (nie mylić z tonkatsu!), czyli makaron z zupą na wywarze z kości wieprzowych i kawałkami wieprzowiny.
http://www.makoto-berlin.de/
Na drugi dzień na obiad udaliśmy się do równie popularnego wśród Japończyków baru Hashi, gdzie w porze lunchowej serwują bento (polecam obejrzeć całe menu). Co przyciągnęło moją uwagę, to ciekawy wystrój restauracji.
Na podłodze sake...
...a na suficie... hashi, czyli tytułowe pałeczki!
Ja zamówiłam łososia teriyaki, ponieważ go ubóstwiam. W zestawie mamy też sałatkę, ryż, gotowaną białą rzodkiew, czyli daikon, grzybki shiitake oraz tsukemono (japońskie pikle).
Pan Sól zdecydował się na grillowaną makrelę (stąd też nasza inspiracja do przygotowania jej na osechi).
Najedliśmy się po uszy i mogliśmy spokojnie wracać do Wrocławia!
http://www.hashi-kitchen.de/
Dzięki tej krótkiej wycieczce poczułam się jak na wakacjach, więc warto było tarabanić się tyle kilometrów w jedną i drugą stronę. Jeżeli będziecie przypadkiem w Berlinie, zajrzyjcie czy do Makoto Ramen czy do Hashi, a na pewno nie pożałujecie!